sobota, 26 grudnia 2015

1.

-Hayley Robinson! -wzburzony ryk profesora wybudza mnie z przyjemnego snu, w którym pływałam po bezkresnym morzu czarnego smaru. Podniosłam głowę i ledwo powstrzymałam się od potarcia oczu. Nie mogłam rozmazać makijażu, bo wszyscy baliby się mnie jeszcze bardziej. Mimo niskiego wzrostu i drobnej budowy byłam niemałym postrachem w mojej szkole. Może to z powodu mojego makijażu, albowiem moje zielone oczy okalałam codziennie czarną kredką, a może to moje cienkie włosy, również koloru smoły. Być może zbierało się na to kilka innych powodów, jak to, że ubierałam się cała na czarno, nosiłam glany, nigdy się nie uśmiechałam i zawsze miałam ze sobą scyzoryk w plecaku, tak na wszelki wypadek. Odkąd moi rodzice zginęli z rąk mafii, której naraził się mój ojciec, wszędzie czuję czające się na mnie niebezpieczeństwo, mimo że od owych wydarzeń minęło dobrych 6 lat. 
  Gdy podniosłam wzrok, cała klasa wlepiała we mnie gały. Jasmine Scott i jej przyjaciółeczki szeptały coś do siebie i chichotały, nie odrywając ode mnie wzroku jak reszta klasy. Pan Parker miał natomiast bojowy wyraz twarzy i chyba z każdą sekundą mojego milczenia gniew narastał w nim coraz bardziej. 
-Tak, panie profesorze? -zapytałam niezmieszana, decydując się na przerwanie krępującej co po niektórych ciszy. 
-Zechcesz odpowiedzieć na pytanie, które przed chwilą zadałem całej klasie? -zapytał wysoki, siwiejący nauczyciel matematyki. 
-Przepraszam, nie usłyszałam pytania, panie profesorze. -odparłam uprzejmie. Nauczyciel uśmiechnął się jadowicie.
-W klasie panowała kompletna cisza, panno Robinson. Czyżbyś nie uważała na lekcji?
-Zamyśliłam się. 
-Oczywiście, że tak. Zdążyłem to zauważyć, jak również cała klasa, kiedy twoje chrapanie wyrwało mnie z prowadzenia lekcji. 
Pół klasy zachichotało, ale nie obeszło mnie to.  Wiedziałam, że nie żartuje. Zawsze chrapałam, dlatego dostałam osobny pokój w domu wujostwa, kiedy się do nich wprowadziłam. Milczałam. 
-Do gabinetu dyrektora, Robinson. -oznajmił po dłuższej chwili jadowitym tonem profesor. Bez dodatkowych ceregieli zabrałam swoją torbę i ruszyłam do drzwi. 

  Siedziałam na huśtawce w parku a w moich uszach brzmiała piosenka Bring Me The Horizon - Can You Feel My Heart. Bujałam się delikatnie, wlepiając wzrok w moje buty. Normalnie patrzyłabym w chmury i rozpoznawała różne kształty, ale dziś była okropna pogoda, a niebo okalały czarne chmury. Nie chciałam na nie patrzeć, bo jeszcze bardziej zrujnowałyby mój już i tak marny nastrój. Nagle poczułam dosyć mocny cios i leżałam na trawie. Moje słuchawki wyleciały z uszu i znalazły się pod moim tyłkiem, a obok mnie wylądowała kolorowa piłka. Moje nogi pozostały na niskiej huśtawce,. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam napastniczkę. Była to mała blondynka w niedługich warkoczykach. Stała na przedzie grupy dzieci, które śmiały się głośno i pokazywały na mnie palcami. Owa dziewczynka stała nieruchomo i wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Tak,  mała suko, to dokładnie tak jak myślisz. Zaraz wstanę, przebiję twoją piłkę moimi szponami, po czym wyrwę ci te twoje urocze warkoczyki i z głowy włożę tam, gdzie słońce nie dochodzi.
 Nie uczyniłam jednak tego, bo na podjazd właśnie wjechał różowy ford mojej ciotki, a ja zdecydowałam nie znęcać się przy niej nad nieletnimi, więc podniosłam swój zacny tyłek z trawy i podniosłam uszkodzone słuchawki. Cudownie. Jakby mnie było stać na nowe.
Wcisnęłam się na tylne siedzenie, gdzie siedziała już najmłodsza czwórka rodziny i spojrzałam na siedzącego na siedzeniu pasażera Dereka, najstarszego z rodzeństwa, który wbrew swej naturze milczał. Był dwa lata starszy ode mnie i o wiele bardziej popularny, być może dlatego, że był przystojny, a do tego i niebywale wygadany. Zawsze mnie pytał, jak było w szkole, mimo, że zawsze w odpowiedzi słyszał tylko suche "nic". Tym razem jednak milczał. Co się stało? 
-Derek. -powiedziałam tylko i spojrzałam w lusterko, gdzie zobaczyłam jego twarz. Miała chłodny wyraz, ale gdy jego niebieskie oczy napotkały moje zielone, lekko się rozchmurzył i kiwnął głową na znak, że zaraz mi wszystko wyjaśni. Samochód ruszył, a w samochodzie nastała nieprzyjemna cisza.
  Gdy dojechaliśmy do domu, cisza nadal trwała. Ciocia oznajmiła nam wszystkim, żebyśmy udali się do salonu, gdzie znajdowała się reszta rodziny. Moje wujostwo miało albowiem dziesiątkę dzieci, plus mnie, kota, psa i papugę. Bliżniaki, Alec i Kandy o rok młodsi od Dereka a o rok starsi ode mnie mieli po 18 lat. Felix, Odette i Maggie były kolejno co rok rodzone przez ciotkę trzy lata temu, czyli mieli 3, 4 i 5 lat. Jade miała 12 lat, Freddie 10, Ian 8, a najmłodsza Sussy została poczęta przez ciotkę półtora roku temu. Niemalże wszyscy członkowie rodziny byli obdarzeni kręconymi, brązowymi włosami i niebieskimi oczami po ciotce. Tylko bliźniaki były rude i miały piwne oczy po swoim ojcu, który aktualni był łysy. Wszyscy zebrali się w salonie i czekali na ogłoszenie ważnej wiadomości, którą mieli nam do przekazania ciotka z wujkiem. 
-Jak wszyscy wiecie, nasza rodzina jest dosyć liczna, a wy ciągle rośniecie. -zaczęła, siadając w skórzanym fotelu. Wszyscy mieli wzrok skierowany na nią. -W związku z tym, nasz aktualny dom zaczyna stawać się coraz mniejszy. 
-Przeprowadzamy się? -zapytała radośnie  Odette, podskakując na kanapie. Ciocia pokiwała jedynie głową, co spowodowało ogólny harmider w salonie. Wszyscy mieli coś do powiedzenia.
-Gdzie?!
-Kiedy?!
-Stać nas na to?!
-Ale mamo! Derek niedługo wyjeżdża do colleagu w Bristolu! -wyrwała się Kandy. -Alec i ja też lada chwila kończymy szkołę. Niepotrzebny nam większy dom! -zaprotestowała.
Anabelle Collins poprawiła się w fotelu i spojrzała z wesołością na najstarszą córkę. 
-Potrzebny, kochanie. -oznajmiła, głaszcząc się po brzuchu i spoglądając z czułością w górę na stojącego nad nią męża. Piwne oczy Kandy były teraz wielkości spodków od herbaty. Cały salon ucichł, a wszyscy wpatrywali się w ciotkę spodziewając się tego, co zaraz powie. -Za dziewięć miesięcy urodzi się nam nowy Collins. 

______________________________________________________________________
Witam! (jeśli ktoś to w ogóle będzie czytał)
Na razie rozdział tak dla wstępu króciutki i tylko po części zapoznający nas z główną bohaterką i jej dotychczasowym życiem. Mam nadzieję jednak, że Was nie zniechęci i przebrniecie dalej. 
A że dziś 26 grudnia, życzę wszystkim Wesołych Świąt! 


1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Uwielbiam duże rodziny, mają tam tak wesoło xD
    Główna bohaterka, jej usposobienie i nastawienie do świata bardzo mi się podoba i jestem ciekawa dalszych losów Hayley, więc lecę czytać dalej <33

    OdpowiedzUsuń